Kości, karty i plansza, czyli przygody w Terrinoth
Moją wielką zmorą w grach fabularnych jest ulotność nastroju. Czasami niewiele trzeba, wystarczy film, obraz, czy muzyka, a moje myśli wędrują w zupełnie innym kierunku. W ten sposób, w ciągu jednego dnia potrafię zdryfować od heroicznego fantasy, przez gotycki dramat, do ciężkiego survivalowego s-fa. Z tego powodu doceniam światy, które można eksplorować za pośrednictwem więcej niż jednego medium, a szczególnie takie, które mają swoje odpowiedniki w grach planszowych lub karcianych. Pozwala to podtrzymać nastrój, a nawet zbudować go na nowo, kiedy niespodziewanie wyparował. Jest też świetnym sposobem na przedstawienie komuś settingu bez konieczności długiego wprowadzania. Co najważniejsze, w odróżnieniu od książek, czy filmów jest interaktywne i można przy tym dobrze się bawić również w szerszym gronie — w oczekiwaniu na sesję lub pomiędzy kolejnymi. Ostatnim moim odkryciem w tej kategorii jest Realms of Terrinoth, jeden z settingów Genesys, ale również tło dla gier takich jak Rune