Złodziejka


Sara wypiła jednym haustem szampana, odstawiając pusty kieliszek na srebrną tacę niesioną przez służącego, od razu sięgając po następny. Alkohol był orzeźwiająco chłodny i lekko wytrawny w smaku, a delikatne bąbelki przyjemnie łaskotały podniebienie. Upiła z przyjemnością spory łyk, uśmiechając się do szczupłego blondyna, który od dłuższego czasu jej się przyglądał. Była zadowolona z siebie. Plan zdawał się działać bez zarzutu —  podrobione zaproszenie nie wzbudziło najmniejszych zastrzeżeń, a elegancka suknia i mocny, wieczorowy makijaż sprawiły, że nie odróżniała się od obecnych na balu arystokratek. To wystarczyło, żeby dostać się do wnętrza posiadłości. Teraz pozostawało tylko poczekać, aż wszyscy na dobre zajmą się zabawą, włamać na najwyższe piętro i wykraść kryształ. Do tego czasu zamierzała się jednak odrobinę zabawić.
— Coś ciekawego zwróciło twoją uwagę? — zagadała zaczepnie, podchodząc do zainteresowanego nią mężczyzny. Ubrany był elegancko ale praktycznie, bez charakterystycznego dla wyższej arystokracji przepychu. Jak przypuszczała należał do którejś z pomniejszych rodzin. Noszona przy pasie broń zdradzała, że jest rycerzem. 
Blondyn z początku wydawał się zaskoczony, szybko jednak odzyskał rezon.
— Nie przypominam sobie, żebym Cię kiedykolwiek spotkał — stwierdził szorstko.
— Jestem tu nowa — odpowiedziała z uśmiechem. — Przyjechałam w odwiedziny do wuja.
— Może go znam? Jak się nazywa? — zapytał niespodziewanie rzeczowo. Sara pożałowała swojego wcześniejszego rozluźnienia, bez zawahania jednak odpowiedziała — Dorian Laros. Jest tutejszym kupcem.
Chłodne stalowe oczy mężczyzny przeszyły ją na wskroś.
— Nie wiedziałem, że stary Laros ma siostrzenicę — odpowiedział. — Szkoda, że nie pojawił się na przyjęciu. Jak się miewa?
— Dziękuję, dobrze — Sara poczuła jak rumieni się pod warstwa makijażu, nie mogła przypuszczać, że się znają. Rozejrzała się po sali szukając pretekstu do zakończenia rozmowy. Dostrzegła znajomego pilota. Pośpiesznie przypomniała sobie jego imię i pomachała do niego wesoło. 
— Obiecałam Kersowi taniec. Chyba na mnie czeka — stwierdziła z czarującym uśmiechem. — Wybaczysz? — zapytała z udawanym zawstydzeniem w głosie.
— Oczywiście — odparł blondyn kurtuazyjnie. —  Do zobaczenia — dodał jeszcze nim odeszła. 
— Będzie mi niezmiernie miło — odpowiedziała. W duszy jednak liczyła, że więcej się nie spotkają. Lekkim krokiem przeszła pomiędzy zajętymi rozmową gośćmi, kierując się wprost do swojego znajomego. Młody pilot czekał na nią przy stole z poczęstunkiem.
— Jak mija wieczór? — zapytał. — Widzę, że znalazłaś sobie towarzystwo — stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
— Hm? Masz na myśli jego? — zapytała, wskazując głową na blondyna, z apetytem rozglądając się  po zastawionym wykwintnymi przekąskami stole. — W sumie, kto to? — zapytała od niechcenia, zastanawiając się, którą przystawkę wybrać. Kers spojrzał na nią wyraźnie zaskoczony.
— Żartujesz sobie, prawda? — spytał.
— Mówiłam, że jestem tu nowa — wzruszyła ramionami, sięgając po egzotycznie wyglądający owoc.
— To Julis — odpowiedział —  Młodszy syn lorda — wyjaśnił po chwili, kiedy nadal zdawała się nie rozumieć.
— Syn? — Sara zamarła z wpół uniesionym do ust owocem. Wystarczyło jednak parę sekund, żeby na nowo zapanowała nad sobą.
— Nie jest ani w połowie tak przystojny jak ty — stwierdziła ze śmiechem, energicznie rozgryzając owoc. — Zatańczymy? — zapytała wskazując na parkiet. Po chwili przyłączyli się do wirujących w tańcu par.

Wewnętrzna część rezydencji była opustoszała. Długie, eleganckie korytarze oświetlały jedynie zatopione w suficie kryształy, odbijające się w czarnej, lśniącej posadzce, niczym w tafli. Z oddali dochodziła muzyka i gwar przyjęcia, roznosząc się echem po wysokich holach, stopniowo milknąć z każdym zakrętem. Sara przemykała się cicho, co jakiś czas przystając żeby obejrzeć zdobiące ściany, kolorowe hologramy i obsydianowe posągi, które niczym strażnicy, stały po obu stronach korytarza. Żałowała, że nie ma więcej czasu. Posiadłość była pełna cudów, jakich nigdy wcześniej nie widziała. Nie była pewna, czy bardziej jest tym wszystkim zachwycona, czy wściekła, że lord pozwala sobie na życie w takim przepychu, podczas gdy inni nie mieli nawet dostępu do wody. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero odgłos zbliżających się kroków. Schroniła się w mijanej wnęce i zamarła w bezruchu. Zajęci rozmową strażnicy minęli ją, a kiedy zniknęli za rogiem, ona pośpiesznie pokonała ostatni odcinek do windy. Odbezpieczyła drzwi, szybko wsuwając się do szklanego wnętrza. Pospiesznie wybrała właściwą kondygnację, niecierpliwie wyczekując, aż winda dotrze na ostatnie piętro. Kiedy wyszła, znalazła się w obszernym holu, uwieńczonym wysokim szklanym sklepieniem, przez które widoczne były dwa księżyce — wielki Toros i towarzysząca mu mała Tiva. Zatrzymała się zauroczona, na chwilę zapominając o zadaniu. Wpadające światło odbijało się od zawieszonych na ścianach światłokryształów, wypełniając pomieszczenie chłodnym, błękitnym blaskiem. Nigdy nie widziała niczego tak pięknego. Wychowała się w podziemnej kopalni i rzadko miała okazję widzieć niebo, w pełnej okazałości, szczególnie nocą. Z trudem oderwała się od majestatycznego widoku, kierując kroki w stronę masywnych drzwi, za którymi miał znajdować się sejf. Drzwi zastała uchylone, więc bez zwlekania weszła do środka.
Wnętrze przypominało elegancki gabinet z masywnym biurkiem pośrodku. Leżały na nim dokumenty rozłożone tak, jakby ktoś jeszcze chwilę temu je przeglądał. Na tle olbrzymiego okna stał, obrócony oparciem do drzwi, skórzany fotel. Sara zatrzymała się zaniepokojona — coś było nie tak.  Zdecydowanym krokiem podeszła do fotela obracając go w swoją stronę.  Przerażona spojrzała wprost, w zastygłe oczy lorda Roberta Savara. Jego ozdobna kamizela była przesiąknięta krwią, a usta wykrzywione w pośmiertnym grymasie. Odsunęła się gwałtownie, zrzucając leżące na biurku dokumenty. Szybko zaczęła je zbierać. Kiedy pochyliła się, na błyszczącej posadzce dostrzegła obrys ukrytego w niej sejfu.  Zawahała się. Wszystko w niej podpowiadało, żeby uciec jak najszybciej. Wiedziała jednak, że jeżeli wróci z niczym, Seweryn nie zapłaci jej ani kredytu. Zacisnęła zęby i starając się nie patrzeć na martwe ciało, rozpoczęła łamanie kodu. Po kwadransie wiedziała już, że nie pójdzie łatwo. Symbole, które ujawniły się, po tym jak podpięła się do rdzenia, były obce, jakby pisane w dziwnym, archaicznym języku. Nie przypominały kodu żadnej z maszyn,  którą do tej pory widziała. Mijały kolejne minuty, a ona bezskutecznie próbowała odblokować mechanizm zamku.  
Niespodziewanie z holu dobiegł cichy dzwonek — sygnał, że ktoś właśnie wjechał na ostatnie piętro. Sara rozejrzała się spanikowana po gabinecie. Nie miała żadnej drogi ucieczki, a pomieszczenie pozbawione było kryjówek. Zaczaiła się za drzwiami, łudząc się, że intruz, kimkolwiek jest, nie wejdzie do gabinetu. Niebawem  jednak w świetle drzwi pojawiła się młoda służąca, niosąca tacę z jedzeniem.
— Lord prosił — zaczęła. Wtedy zobaczyła ciało swojego pana, a głos zamarł jej w gardle. Taca z jedzeniem spadła z dźwiękiem na podłogę. Sara skoczyła na nią, chwytając za ramię i przyciskając do ściany. Pokojówka krzyknęła przerażona, próbując wyrwać się z uścisku. Miała kilkanaście lat, a teraz walczyła z zażartością przerażonego zwierzątka. Sara tylko na moment poluźniła chwyt, to jednak wystarczyło, żeby dziewczyna wymierzyła jej niespodziewanie celnego i bolesnego kopniaka. Nim zdołała się zebrać, wybiegła na hol, kierując się wprost do ściany, na której znajdował się alarm.
— Nie! — Sara krzyknęła, widząc jak  służąca z impetem wcisnęła przycisk. — To nie tak — jęknęła, z przerażeniem obserwując, jak  światłokryształy rozpaliły się niespodziewanie jasnym, oślepiającym blaskiem, a oszklony sufit zasłaniał się ciężką roletą.
— Zapłacisz za to! służąca krzyknęła zapłakanym głosem.
Sara podbiegła do windy. Próbowała panicznie ją otworzyć, była jednak już zablokowana. Czas jakby zamarł. Mogła się tylko biernie przyglądać, jak wskaźnik pięter zaczął się przesuwać, sygnalizując, że ktoś właśnie wjeżdża na górę. Miała wrażenie, że słyszy tylko bicie własnego serca. Kiedy drzwi otworzyły się, skamieniała. Czterech opancerzonych strażników, uzbrojonych w ciężkie halabardy wtargnęło gwałtownie do środka.
— Nie ruszaj się! — krzyknął do niej dowódca, nakazującym głosem. — Na podłogę!
— Ona zamordowała lorda! — płaczliwym głosem krzyknęła służąca, podbiegając do drzwi gabinetu i otwierając je na oścież. Sara podobnie jak wszyscy odruchowo odwróciła się w tamtym kierunku. Służąca wbiegła do środka i zanim ktokolwiek zareagował, przytuliła się do kolan zmarłego pana. Sara poczuła silne uderzenie w plecy, po którym z jękiem osunęła się na podłogę. Ciężki pancerny but wbił się jej w kręgosłup tak, że miała wrażenie, że za chwile go zmiażdży. Nastała cisza.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aeon’s End

Kroniki Arthdalu

Call to Adventure czyli Zew Przygody