Horror w Arkham

The oldest and strongest emotion of mankind is fear,
and the oldest and strongest kind of fear is fear of the unknown.
H.P. Lovecraft


W ten weekend zagubiliśmy się w zasnutym mgłom Arkham i była to niezwykle wciągająca przygoda. Co prawda nie skończyła się dla naszych śledczych dobrze — Roland Banks i Wendy Adams zginęli, nie zdoławszy powstrzymać mrocznego rytuału — za to rozbudziła apetyt na więcej. Przypomniała mi również za co lubię kooperacyjny ameritrash — jest miękkim pomostem pomiędzy światem gier fabularnych i gier planszowych lub karcianych. Szczególnie takie gry jak Arkham Horror, gdzie mechanika i fabuła tworzą spójną całość, a doskonałe ilustracje i fabularyzowane opisy tylko wzmacniają efekt. Wystarczy włączyć odpowiednią muzykę (niezastąpione Melodice, jak zawsze daje radę) i poczuć się prawie jak na sesji, i to bez czasochłonnych przygotowań. Na dodatek, co zdarza się niezwykle rzadko, mogę siąść z mężem po tej samej stronie stołu i współpracować w walce z pożerającym świat złem.

Co graliśmy

Na nasz stół trafiło Arkham Horror, The Card Game, karciana gra przygodowa Fantasy Flight Games w klimacie opowiadań H.P. Lovecrafta. Na razie w wersji podstawowej, tak więc dla od jednego do dwóch graczy. Był to nasz pierwszy raz — nie znaliśmy mechaniki gry, tak więc zaczęliśmy taliami i postaciami zaproponowanymi w instrukcji dla nowych graczy. Wybraliśmy też normalny stopień trudności.

Jak było

Przeszliśmy przez pierwsza kampanię: Night of the Zealot, zawartą w podstawowej wersji gry, na którą składały się trzy scenariusze. Ostatni (The Devorer Below), skończył się dla naszych śledczych tragicznie — nie udało im się na czas powstrzymać rytuału przywołania Przedwiecznego, tak więc, nim poznamy dalszy ciąg, przyjdzie nam jeszcze raz zmierzyć się z niezakończonym śledztwem. Gra była za to bardzo satysfakcjonująca. Bez wątpienia popełniliśmy sporo błędów — karty poznaliśmy dopiero w trakcie, cały czas sięgając do instrukcji po wyjaśnienie zasad. Miło zaskoczyło mnie jednak to, że mimo, że był to nasz pierwszy raz, obyło się bez długich przestojów i całość przebiegła bardzo płynnie.

Podoba mi się zastosowany w Arkham Horror mechanizm budowania talii oraz ulepszania jej za punkty doświadczenia. Daje to możliwość dopasowania kart pod styl gry i modyfikowania wraz ze zmieniającymi się okolicznościami. Zestaw początkowy nie pozwala może zoptymalizować w pełni zestawów dla dwóch graczy, ale i tak jest nad czym pokombinować, w przerwach miedzy kolejnymi scenariuszami. Cieszy również, że tą samą postacią przechodzi się kolejne kampanie. Myślę, że z pięciu dostępnych postaci, każdy może wybrać którąś dla siebie, a możliwość rozwoju i ewolucji postaci jest czymś, co większości sprawia wiele satysfakcji.

Miło zaskakuje różnorodność dostępnych lokacji, co w połączeniu z losowością ich rozstawienia, świetnie oddaje błąkanie się bohaterów po nieznanych miejscach, kryjących mroczne tajemnice. Pozytywnie oceniam to, że mimo, że wybraliśmy normalną trudność, gra była wyzwaniem. To czasem boli w kooperacyjnych grach przygodowych (nad czym ubolewam np. w Heros of Terrinoth), że są zbyt proste i z czasem nie stanowią wyzwania — tego o Arkham Horror na pewno powiedzieć nie można.

Oprawa wizualna i fabularna gry jest po prostu mistrzowska. Ilustracje są ładne, spójne i bardzo nastrojowe. Również fabularyzowane fragmenty kampanii są świetnie napisane i odczytywane na głos robią wrażenie. Na prawdę ciężko się do czegokolwiek przyczepić i znaleźć w tej grze coś negatywnego.

Podsumowując

My niebawem znowu przygotujemy naszych śledczych i staniemy do walki z mrocznym kultem, zarówno w tej jak i kolejnych kampaniach. Jeżeli ktoś ma ochotę zagłębić się w świat rodem z mrocznych powieści H.P. Lovecraft’a i nie straszne mu wyzwania, a nie zna jeszcze tej świetnej gry, polecam zagłębić się w senne, mroczne Arkham w stanie Massachusetts.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aeon’s End

Kroniki Arthdalu

Call to Adventure czyli Zew Przygody