Rodzinne granie

O graniu z dziećmi napisano już dużo. My postanowiliśmy w nasz planszowy świat wciągnąć rodziców. Chcieliśmy trochę ożywić rodzinne spotkania, żeby spędzać je nie tylko objadaniu się i gadaniu, ale również uczynić ja ciekawą intelektualnie rozrywką. Po trwającym już trzeci rok eksperymencie, który rozpoczął się w wigilię 2017 roku stwierdzam, że był to świetny pomysł. Dzisiaj opisze jak to zrobiliśmy i co u nas się sprawdziło.

Uczestnicy

Jest nas piątka: ja, mój mąż i nasi rodzice. Ja lubię kiedy na stole dużo się dzieje i szybko tracę uwagę, kiedy choć na moment robi się nudno. Mój mąż zawsze świetnie ogarnia zasady i bacznie obserwuje, co dzieje się na stole. Pierwsza mama jak ognia unika negatywnej interakcji i lubi układać swoje własne pasjanse. Druga mama naturalnie podejmuje rywalizację i entuzjastycznie podchodzi do każdej nowości. I na koniec tata — urodzony strateg, precyzyjnie planujący kolejne posunięcia, najlepiej w oparciu od klarowne i dobrze znane zasady. Krótko mówiąc, prawdziwa mieszanka wybuchowa.

Poszukiwania

Wciąganie rodziców w gry planszowe rozpoczęliśmy uzbrojeni w masę przemyśleń i wyczytanych porad. Nasi rodzice nie mieli wcześniej zbyt dużo do czynienia z grami planszowymi — no chyba ze wliczamy chińczyka, warcaby i tysiąca — tak więc nie chcieliśmy ich zrazić nietrafionym wyborem już na wstępie. Jak zwykle to jednak bywa, nasze plany i założenia zostały mocno zrewidowane w praktyce, a poszukiwania przyniosły dużo odkryć.

Familijne pewniaki nie zawsze zadziałają

U nas grą, która zupełnie nie siadła był Dixit —  już przy drugiej partii zwyczajnie wiało nudą. Powszechnie polecany familijny pewniak okazał się głównie frustrujący. Rozbieżne skojarzenia i wrażenie braku realnego wpływu na wynik rozgrywki, sprawiły, że nikt nie miał ochotę zagrać ponownie, a gra ostatecznie została sprzedana —  miejmy nadzieje komuś innemu przyniesie więcej radości. Morał z tego jeden — każda rodzina jest inna i nie należy się zrażać, nawet jeżeli pierwsze, świetnie zaplanowane spotkanie z grami okaże się porażką.

Warto eksperymentować

Początkowo staraliśmy się wybierać gry o uniwersalnej estetyce, bez wyraźnej fabuły i nadmiaru zasad. Na stole wylądował w ten sposób Carcassonne, Small Words i Wsiąść do Pociągu — innymi słowy tytuły, których sami nie uwielbiamy, ale wydawały się być dobrymi grami familijnymi. Rodzina bawiła się przy nich nieźle, za to cały czas brakowało tego czegoś. Z czasem jednak nasze eksperymenty robiły się coraz odważniejsze, a przełom nastąpił kiedy na stół wyciągnęliśmy kooperacyjne Fury of Dracula. Okazało się, że pogoń za wampirem po wiktoriańskiej Europie zaangażowała wszystkich, jak nic wcześniej. Tak własnie odkryliśmy, że gry z fabułą wciągają naszą rodzinę bardziej niż euro. Kolejnym odkryciem byli Wojownicy Midgardu. Obawialiśmy się początkowo, jak rodzice zareagują na dużą ilość komponentów i możliwych do wyboru opcji — jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie. Wszyscy bardzo szybko załapali klimat walki o władzę i chwałę w wiosce wikingów, a rywalizacja o to, kto zostanie wodzem zrobiła się naprawdę zażarta. Tak więc, nie należy się bać eksperymentów.

Znaleźć klucz żeby zaangażować wszystkich

W grze z rodziną, szczególnie na początku, ważnie jest żeby skupić uwagę wszystkich na zabawie. Jeżeli towarzystwo ma za dużo czasu, a gra jest mało zajmująca, nawiązują się poboczne rozmowy, a sama rozgrywka schodzi na dalszy plan. U nas kluczem okazała się rywalizacja i podział towarzystwa na grupy. W tym celu sprawdzili się Tajniacy — wybór szefów wywiadów i członków drużyn uruchomił we wszystkich ducha walki, a rodzice zaczęli pilnować siebie na wzajem, żeby nikt nie tracił uwagi.

Zasady najlepiej tłumaczyć w trakcie

To co odstrasza ludzi niegrających w planszówki od próbowania nowych rzeczy, to zbyt duża ilość zasad i konieczność ich zapamiętania przed rozpoczęciem rozgrywki. To była również nasza obawa, szczególnie, że nasi rodzice nie lubią długich i żmudnych przygotowań. Rozwiązaniem okazało się dzielenie zasad na części — te które koniecznie trzeba znać przed rozpoczęciem oraz te które bez większej starty można poznać dopiero w trakcie rozgrywki, kiedy zna się już ich kontekst. Ponadto, często, kiedy jest taka możliwość, pierwszej partii nowej gry, mój mąż nie gra, a jest czymś w rodzaju gospodarza, doradzając i pomagając rodzicom w trakcie. Wydaje mi się, że warto jest też przed zaproponowaniem rodzinie nowej gry przypomnieć sobie zasady — ciągle zaglądanie do instrukcji niepotrzebnie buduje wrażenie, że zasady są bardziej skomplikowane niż w rzeczywistości.

Podsumowując

Gry planszowe to świetny sposób spędzania czasu i warto ten czas podzielić również z rodziną. W ten sposób można nie tylko pobyć razem, ale również poznać się od zupełnie innej strony. Watro zatem szukać, eksperymentować, próbować. Sądzę, że każda rodzina może znaleźć coś specjalnie dla siebie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Aeon’s End

Kroniki Arthdalu

Call to Adventure czyli Zew Przygody