Wiedźmin - czy ja oglądałam ten sam serial, co wszyscy?
W chłodny grudniowy wieczór zasiedliśmy z mężem przed telewizorem i wyposażeni w dzbanek herbaty z cytryną, koc oraz dwa koty rozpoczęliśmy oglądanie.
Dobre złego początki
Początek był całkiem niezły. Miło zaskoczył mnie Henry Cavill, jako Geralt z Rivii. Nie byłam przekonana do obsadzenia go w tej roli, ale charakteryzacja i umiejętności aktorskie zrobiły swoje. Spodobała mi się również Freya Allan w roli Ciri — ciekawa, wyrazista uroda i bogata mimika zapowiadały udaną postać. Przyjemnym akcentem była także mała rola Macieja Musiała, zawsze fajnie widzieć polskich aktorów w zagranicznych produkcjach. Pierwsze wydarzenia dobrze wprowadziły widzów w świat Wiedźmina — ponury i pełen niesprawiedliwości. Gorzka i krótka historia miłosna Geralta, ostatni bal Ciri, czy historia dzieciństwa Yennefer pokazały, jak okrutny i niesprawiedliwy jest to świat. Scenografie i plenery były całkiem ładne. Potwory wyglądały realistycznie i przerażająco. Kolejne odcinki włączaliśmy z przekonaniem, że spędzimy po prostu miło czas.Yennefer z Vengerbergu
Wtedy weszła ona — Yennefer z Vengerbergu, przemieniona z brzydkiego kaczątka w gwiazdkę pop z lat 90 tych. Nie wiem gdzie byli charakteryzatorzy, kiedy kręcono tą scenę, ale na pewno nie było ich wtedy na planie. Może zajmowali się Tissai de Vries ponieważ ona, w odróżnieniu od swojej podopiecznej, jak zawsze wyglądała świetnie. Od tego momentu jakby coś się popsuło. Ucieczka portalami przed skrytobójcą była po prostu śmieszna, a filozoficzny monolog Yennefer nad brzegiem morza raził sztucznościom na kilometr.Jeż z Erlenwaldu
Lykanotropia to w filmach trudny temat, szczególnie kiedy zwierzoludzie mają nie tylko straszyć ale również wzbudzać sympatię. Takie rzeczy dobrze wyglądają tylko na kartach książek. W filmie niezwykle rzadko ta sztuka się to udaje — chlubnym wyjątkiem od reguły jest Piękna i Bestia Walta Disneya, ale nie sądzę żeby Wiedźmin miał równie pojemny budżet. Zdecydowanie wolę kiedy potwór jest zbyt przerażający, niż kiedy staje się śmieszny. Niestety Netflix nie odrobił tej lekcji i nawet nasz polski Jeż miał zdecydowanie więcej uroku.Historię małżeństwa Pavetty z Jeżem z Erlenwaldu uważam zresztą za jedną z gorzej poprowadzonych mikro-opowieści. Uczta u królowej Calanthe wyglądała jak kiepski teatrzyk, a całość sprawiała wrażenie jakby nikt nie miał pomysłu i wszyscy chcieli przejść ze scenariuszem dalej. Jakąkolwiek naturalność scenie próbował nadać Jaskier i jego dworskie perypetie, ale to za mało żeby uratować ikoniczną opowieść.
Komentarze
Prześlij komentarz